sobota, 14 listopada 2015

Orzechy


Orzechy posiadają wiele właściwości bardzo korzystnych dla naszego zdrowia. Są one najbardziej wartościowe spośród wszystkich bakalii. Orzechy bowiem są bardzo odżywcze, wspomagają pracę mózgu, poprawiają koncentrację. Polecane są nie tylko osobom intensywnie pracującym umysłowo, ale i fizycznie, a także osobom starszym. Sprawiają, że nasze nerwy pozostają w dobrej kondycji. ;) Orzechy chronią także nasze tętnice i mogą zapobiegać różnym chorobom serca.

A gdzie tkwi ich tajemnica? Orzechy to doskonałe źródło błonnika i nienasyconych kwasów tłuszczowych. Są także pełne różnego rodzaju antyoksydantów, takich jak witamina E, selen (orzechy brazylijskie) i kwas elagowy (orzechy włoskie), które chronią tętnice przed szkodliwym działaniem cholesterolu.

Orzechy są także odżywcze i wysokokaloryczne. Zawierają sporą ilość tłuszczu (zazwyczaj ponad 60%), jednak są to głównie tłuszcze składające się głównie z kwasów tłuszczowych nienasyconych, a więc tych o działaniu przeciwzakrzepowym i obniżającym poziom złej frakcji cholesterolu. Ze względu na wysoką zawartość białka, orzechy są także ważnym pokarmem np. dla wegetarian.


czwartek, 5 listopada 2015

Zupa pachnąca jesienią, czyli krem z dyni i jabłek



Jesień to niewątpliwie czas dyni i jabłek. Dlatego też dziś proponuje Wam mój przepis na zupę krem z tych właśnie dobrodziejstw natury. Sposób przygotowania oraz użyte przyprawy z pewnością Was rozgrzeją w te coraz chłodniejsze dni. :)

Do przygotowania będziemy potrzebować:
-1 dynia hokaido
-4 małe jabłka lub 2 większe
-1 marchew
-2 ząbki czosnku
-1 mała cebula
-cynamon, imbir
-przyprawa papryka słodka wędzona, np. firmy Kotanyi
-0,5 litra wody lub bulionu
-sól, pieprz

Dynię hokaido kroimy na mniejsze kawałki i wyciągamy ze środka pestki. Nie obieramy ze skóry! Nagrzewamy piekarnik na 180 stopni. Marchew obieramy i też kroimy na mniejsze kawałki. Układamy kawałki dyni i marchewki na blaszce i pieczemy ok. 20 min. Jabłka również kroimy na mniejsze kawałki (bez obierania) i dokładamy do dyni na ok. 10 minut przed końcem pieczenia.


Następnie kroimy cebulę i czosnek. Podsmażamy na odrobinie oleju w garnku. Jeżeli planujemy zrobić zupę w Thermomixie, to możemy podsmażyć cebulę i czosnek właśnie w tym urządzeniu. Włączamy Thermomix, ustawiamy temperaturę 100 stopni, małe obroty i czas. Następnie wlewamy olej i czekamy chwilę, aż się rozgrzeje. Następnie wrzucamy cebulę i czosnek. Wyciągamy naszą dynię, marchew i jabłka z piekarnika. Dokładamy je do cebuli i czosnku, czy to do garnka czy do Thermomixa. Zalewamy wodą lub bulionem.
Gotujemy jakieś 5 minut. Doprawiamy cynamonem, imbirem, wędzoną papryką, solą i pieprzem. Następnie miksujemy blenderem do uzyskania gładkiej konsystencji.
W Thermomixie ustawiamy temperaturę na 70 stopni i miksujemy początkowo na małych obrotach, stopniowo zwiększając. Również gotujemy ok. 5 minut i miksujemy do uzyskania gładkiej konsystencji.
Podajemy np. z grzankami. :)

niedziela, 1 listopada 2015

2. Amber Expo Półmaraton Gdańsk

Po zakończeniu startów triatlonowych, jesień miała być dla mnie okresem typowo biegowym. Z resztą pewnie podobnie, jak u sporej części tri-amatorów. ;) Razem z trenerem postanowiliśmy, że nie będziemy robić typowego roztrenowania, jednak treningi rowerowe poszły w zupełną odstawkę. Basen zaś pojawiał się sporadycznie, ale bez żadnych dużych objętości i mocnych akcentów. Takie zwykłe podtrzymanie, żeby nie zapomnieć jak się pływa. ;) Gdzieś pod koniec sierpnia, przed ostatnim startem triathlonowym w sezonie 2015, pojawił się pomysł startu w październiku, właśnie w Gdańsku na dystansie półmaratonu. Do zapisania się akurat na tą imprezę zachęcił mnie fakt, że organizatorem była m. in. firma Labosport Polska, która ma duże doświadczenie w organizowaniu imprez sportowych, a także to, że była to trasa z atestem. Nie wspominając już o tym, że w miarę blisko Olsztyna, a dzięki koledze Pawłowi, który odebrał mój pakiet, nie musiałam jechać dzień wcześniej. ;)
Tak więc wraz z początkiem września postanowiłam mocno skupić się na treningu biegowym, mając w planach start w Gdańsku. Poza tym wiadomo, bieganie - moja pięta Achillesa i tak dalej, więc trochę pracy nad poprawą wyników się przyda. ;)

Z Michałem i Paweł po starcie :)
 
W drodze do mojego małego, osobistego sukcesu w Gdańsku, miały się pojawić także starty kontrolno-treningowe w Olsztynie. Pierwszym z nich był Półmaraton Jakubowy. Założenia do tego startu były proste - powtórzyć lub lekko poprawić wynik z debiutu w Warszawie z marca 2015, czyli pobiec w okolicach 1:50-1:49. Z ogromnym wsparciem znajomych kibiców (zawsze podkreślam, że uwielbiam startować w swoim rodzinnym mieście :) ), a przede wszystkim ze wsparciem Huberta, który sam z siebie, z własnej nie przymuszonej woli przebiegł ze mną niemal cały dystans, za co mu bardzo serdecznie dziękuję, udało się osiągnąć czas 1:49:19 i zrobić przy okazji tak zwany Personal Best. :) Biorąc pod uwagę fakt, że trasa Półmaratonu Jakubowego ni należała, do najłatwiejszych wynik ten stanowił dobry prognostyk prze startem A w Gdańsku. Tydzień po półmaratonie w Olsztynie odbywała się także czwarta edycja Biegowego Pucharu Olsztyna na 5 km. Mając w nogach jeszcze mocny start na 21,097 km, z pełną świadomością, że mój wynik na mecie może nie być powodem do fajerwerków, wystartowałam w tym biegu z czasem lekko powyżej 24 minut. Najgorszy wynik na 5 km w życiu, a zmęczona byłam bardziej niż po półmaratonie. Byłam wściekła, jednak w głębi duszy miałam nadzieję, że miesiąc później będzie tylko lepiej i moje cierpienie na tym biegu nie poszło na marne. :) Kolejnym treningiem metodą startową była też "piątka" w ramach BPO, lecz tym razem tydzień przed najważniejszym startem, czyli w momencie, kiedy teoretycznie forma powinna powoli już zacząć rosnąć. Pobiegłam minutę szybciej niż na wspomnianej wcześniej poprzedniej edycji Biegowego Pucharu Olsztyna, jakieś 8 sekund gorzej od "życiówki". Po tych wszystkich startach kontrolnych i po solidnie przepracowanym mikrocyklu treningowym czułam, że stać mnie na dobry wynik. Po Półmaratonie Jakubowym pomyślałam, że wynik 1:47:30 w Gdańsku będzie w pełni satysfakcjonujący. Jednak sercem czułam, że czas 1:45:30 jest w moim zasięgu i jeśli wszystko będzie szło zgodnie z planem, może się to udać. W dniu startu przed wyjazdem z domu czułam się całkiem dobrze. Jednak czasem pierwsze wrażenie, zaraz po wstaniu z łóżka jest bardzo złudne i mylne. Miałam pewne obawy, czy moje nogi są wystarczająco wypoczęte. Dzień wcześniej, mimo że w kompresji, byłam prawie cały dzień w pracy na stojąco. Co prawda nie pierwszy raz zdarza mi się startować nie do końca oszczędzając nogi dzień przed zawodami, ale zawsze jest jakaś taka lekka doza niepewności, jak to będzie podczas biegu i rozmyślania, jakby to było, gdybym jednak dzień wcześniej miała wolne. Jednak takie jest życie i trzeba umieć godzić różne obowiązki, a nie szukać wymówek. :)

Start! :)

Start biegu zaplanowany był na godzinę 10:00. Dobra pora, bo po powrocie mogłam spokojnie jeszcze zdążyć na drugą zmianę do pracy i oczywiście pójść na wybory. Na starcie wraz z Sebą i Michałem ustawiliśmy się w strefie 1:30:00-1:50:00, tak więc na początku wyścigu byliśmy głównie mijani. ;) Plan na wyścig był taki, aby na każdej "piątce" się rozpędzać. W końcu ruszyliśmy! Początek był bardzo przyjemny, tempo było równe, zgodnie z założeniami. Ukształtowanie trenu również było w porządku, czasem trochę pod górkę, czasem lekko z górki, generalnie cały czas lecieliśmy do przodu. :) Kolejno mijaliśmy wszystkie punkty kontrolne lekko się rozpędzając. Biegnąc, miałam jednak bez przerwy w myślach podbieg na 19 kilometrze, o którym tylko słyszałam od paru osób przed biegiem. Nie miałam pojęcia, jaki jest długi, ani jak mocny. Cały czas myślałam, na ile mogę sobie pozwolić rozpędzając się przez cały dystans, żeby zachować wystarczający zapas sił właśnie na ten moment i móc jeszcze przyspieszyć przed samą metą. Kolejne kilometry na zegarku mijały, a ja czułam, że coraz bardziej zbliżam się do "swojej chwili prawdy". Biegnąc na 17, 18 kilometrze mówiłam już tylko sama do siebie "Dajcie mi w końcu ten podbieg, dajcie mi go!". Swoją drogą, dziwne ma człowiek myśli właśnie na tym etapie wyścigu. ;) W końcu pojawił się i on. Na horyzoncie już widać było stadion, a obok stadionu była przecież meta na Amber Expo. Zaczął się podbieg i nagle w głowie zaczęłam widzieć wszystkie swoje końcówki treningów, które często kończyłam właśnie podbiegami. To było właśnie to. Jednak tym razem czułam, że wcale nie słabnę! Naprawdę czułam, że "mam tą moc"! Co jakiś czas słyszałam tylko, jak Seba krzyczał do mnie, że jest super i że jest ze mnie bardzo dumny. Wtedy wiedziałam już, że mogę złamać 1:45:00! Radość przeplatała się na zmianę z rosnącym zmęczeniem, jednak teraz, 1,5 km przed metą liczyło się już tylko to, aby w miarę możliwości móc jeszcze zafiniszować i złamać te 1:45:00 jak najwięcej się da. Ostatniego kilometra właściwie nie pamiętam. Później były już tylko długi, niebieski dywan i pomarańczowa brama i META! :) Od tamtej chwili mój rekord życiowy na dystansie półmaratonu wynosi 1:44:27. :) Poprawa od marca do października o ponad 6 minut. :) Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że to żaden wynik i że jest jeszcze z czego schodzić. Jednak dla mnie, jako osoby, która biega właściwie od roku, a wcześniej wręcz nie cierpiała biegać, jest to rekord. Ale jak to mówią, apetyt rośnie w miarę jedzenia, tak więc za rok na pewno tu ponownie wystartuję z nowym planem i oby ponownie z nowym rekordem życiowym. :)
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...